Zima w pełni ( podaję do informacji,
na wszelki wypadek, gdyby ktoś z was nie miał okna :D), balsamy w ruch. NIE
WYCHODZĘ z domu bez balsamu, zaś w środku mam jakiś zawsze pod ręką, co by nie
wyjmować z torebki. Faworytami moimi od dawna są balsamy Yves Rocher (pisałam
już o jednym TUTAJ), ale nudno tak cały czas się jednym smarować.
Rozpieczętowałam wiec jakiś czas temu barwny balsamik do ust z masłem kakaowym
i zapamiętale zabrałam się za badanie specyfiku. Dziś zapraszam na rezultaty.
Opakowanie
Kartonik z wszystkimi niezbędnymi
informacjami. Nie jest trudno dostać się do środka, ale nieodwracalnie J. Na samym balsamie nadruki na
naklejkach a z naklejek schodzi folia… Wykręcany owalny sztyft, mechanizm działa
bez zakłóceń.
Zapach
Jakby troszkę wiśniowe, troszkę
czekoladowe… Zapachy bardzo delikatne i niewyraźne. Gdybym nie miała napisane
na opakowaniu jakie to są, raczej bym nie wpadła na właściwą odpowiedź.
Leciutko słodkie w smaku, poza tym smak neutralny.
Konsystencja
Zwarty sztyft, nakłada się cienka
warstwą.
Działanie
Zapach, konsystencja – idealne! Nie
za mocne, świetnie dopasowane do specyfiki balsamu do ust. Dzięki neutralnemu
smakowi i zapachowi nie zjadamy go szybko i nie oblizujemy co chwilę warg,
co przy minusowej temperaturze jest
zabójcze w skutkach dla delikatnej skóry ust. Warstwa jest wyczuwalna, ale nie
klejąca (nie znoszę klejących się ust). Kolor jest średnio w moim typie i
początkowo nosiłam go tylko w domu, ale przyzwyczaiłam się do niego i polubiłam
go na tyle, by używać go w większości sytuacji, także na Bubalkowych
spacerkach. Chroni przed mrozem fantastycznie. Na zdjęciach poniżej możecie
zobaczyć, że ciutkę zbiera się na suchych skórkach, ale to żadna wada, ponieważ
przy regularnym stosowaniu te skórki wam zaleczy! Już po trzech dniach nie
miałam ani jednej. Skóra na ustach jest bardzo ładnie nawilżona, gładka i ciut
słodziutka! Barwi dobrze, ale tylko usta, przeważnie smaruję się nim na ślepo i
tylko rzucam okiem w lustro, a nigdy jeszcze nie widziałam śladu na skórze
wokół ust. Nigdzie się nie zbiera po pewnym czasie i raczej nie zostawia śladów,
a do pełnego pokrycia wystarczy jedna warstwa. Gdyby nie kolorek byłby godnym
następca mojego balsamu YR, którym smaruję Bubci policzki zamiast kremem (w zeszłym
roku smarowałam kremami i całą zimę chodziła z szorstkimi, czerwonymi
polichami, w tym roku smaruję ją tylko balsamem i jest cacy, a spędzamy
naprawdę dużo czasu na polu). Z pełnym przekonaniem polecam!
Nie roztarty |
Roztarty |
Cena: 9zł/5g
Kupić możecie go bezpośrednio TUTAJ
Ja też nie przepadam za wiśniowym kolorem, jaki zostawiają właśnie tego typu balsamy lub szminki ochronne i nie sądzę, abym się przyzwyczaiła, bo po prostu źle w nim wyglądam :)
OdpowiedzUsuńciekawy ten balsam do ust:)
OdpowiedzUsuńMam ochotę na jakiś balsam Palmers, ale raczej wybiorę wersję bezbarwną.
OdpowiedzUsuńze względu na czekoladowy zapach na pewno bym go sama nie kupiła, ale skoro nie jest wyczuwalny to kto wie czy się kiedyś nie skuszę ;)
OdpowiedzUsuńprzydałby mi sie teraz :)
OdpowiedzUsuńO, jaki fajny! Lubię połączenie pielęgnacji z koloryzacją. Wiśnie zresztą też.
OdpowiedzUsuńWiem o czym mówisz w związku z balsamami YR. Zawsze mam przynajmniej jeden zachomikowany. Chociaż w tym roku jeszcze go nie użyłam, bo odkryłam pomadki Sylveco :)
Balsamy do ust to kosmetyki bez których nie mogę się obejść, jednak preferuję wersje bezbarwne.
OdpowiedzUsuńŁadnie się prezentuje na Twoich ustach:) ja raczej używam bezbarwnych balsamów czy też masełka.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie.Pozdrawiam.